Porażka juniorów w meczu na szczycie:

W spotkaniu na szczycie w tyskiej lidze juniorów MKS w dramatycznych okolicznościach przegrał z Sokołem Wola 2:3. Ponieważ na spotkaniu nie mogłem być, odsyłam do relacji pochodzącej ze strony Sokoła – www.sokolwola.home.pl . Dziękuję Panu Czesławowi Rozmusowi z Woli za udzielenie zgody na powielenie jego relacji:)

„W niezwykle ciężkich warunkach przyszło dziś walczyć naszym juniorom z czołową drużyną TLJ – lędzińskim MKS-em. Tzw. stare boisko, przypominało grzęzawisko i skonstruowanie jakiejkolwiek składnej akcji, było dla obydwu zespołów niezwykle trudne. Pierwszy cios zadali gospodarze już w 4 minucie,kiedy to potężne uderzenie napastnika Lędzin [Napieraja – dop. Underek] , ląduje w „okienku” bramki strzeżonej przez R.Krawczyka.Od tego momentu zarysowuje się przewaga naszych juniorów, lecz piłka po uderzeniach Błachnia czy Marka Krasonia, albo zatrzymuje się w kałuży, albo pada łupem bramkarza.Wysiłek Sokołów zostaje nagrodzony w 26 minucie, kiedy Marek Krasoń wykorzystuje fatalny błąd bramkarza gospodarzy i strzela do pustej już bramki.Niestety, osiem minut później, błąd popełnia nasz bramkarz, który zamiast łapac piłkę, piąstkuje ją tak niefortunnie, że ta wpada do bramki. Na przerwę schodzimy przegrywając 1-2, z mocnym postanowieniem wywiezienia choć jednego punktu. Sztuka ta udaje się już 12 minut po wznowieniu gry, kiedy piłkę przejmuje najaktywniejszy dziś Marek Krasoń i płaskim strzałem, po raz drugi pokonuje Piekuta.

Nadchodzi 69 minuta spotkania, z pozoru w niegroźnej sytuacji w środku pola, jeden z zawodników Lędzin podniesioną nogą, zamiast w piłkę trafia w nogę Mariusza Jarnota. Efekt? złamana kość podudzia, potworny ból, karetka i Mariusz zostaje odwieziony do kliniki w Katowicach-Ligocie.Od tego momentu (przerwa w grze trwała ponad pół godziny, gdyż zawodnika nie można było ruszyć z boiska ) nasi chłopcy postanowili ostatnie 20 minut zagrać dla Mariusza. I choć grali w dziesięciu (nie było kogo wstawić), wcale nie zamierzali bronić wyniku.W 76 minucie górną piłkę wrzucił w pole karne Kamil Błachnio, a niepilnowany Kamil Przewoźnik piękną główką zdobył prowadzenie dla Sokoła.I jeszcze kwadrans niezwykle morderczego boju, gospodarze rzucili się do ataków, które o mało nie przyniosły im wyrównania.Ale szczęście w nieszczęściu było tego dnia przy naszym zespole. Dwa razy słupek ratuje nas przed utratą gola i wreszcie upragniony koniec. Myślę, że wszyscy tego dnia i w takich warunkach dali z siebie wszystko.Wielkie brawa dla naszych juniorów. Miło było słyszeć pochwały trenera I-szej drużyny Lędzin. Kazimierza Rozmysłowskiego pod naszym adresem. Mówił;  z tego z 10-tką będziecie mieli pociechę  – chodziło o strzelca dwóch goli”.

Myślę, że ta relacja dobrze oddaje przebieg spotkania i kibice z Lędzin będą usatysfakcjonowani.